sobota, 13 kwietnia 2013

Rozdział 1

"Dziś nad światem zmienił ktoś nieba błękit w chmur atrament
  Jakby pragnął deszczem swą opowieść snuć
  Pierwsza kropla na mą dłoń
  Ludzie kryją się w zaułkach
  Gubiąc gdzieś po drodze sens deszczowych słów."


~ Jack ~

     Biegnę.
     Biegnę,  nie zważając na to,  że jestem przemoknięty do suchej nitki. Biegnę dalej, a ulewa, która miała ustąpić, nasila się. Lecę z prędkością światła. Czuję się jak wolny ptak, który krąży nad  miastem. Mknę wąską ścieżką,  a woda  z kałuż w którą wbiegam mimowolnie rozbryzguje się.
     Dookoła mnie nie ma nikogo. Tylko parę drzew i krzewów,  kilka ławek i siarczysta,  gęsta mgła, która rozciąga się przede mną. Życie w Londynie na chwilę ucichło. Jestem sam ze swoimi myślami i wyrzutami,  że mogłem zrobić więcej, że nie pokazałem wszystkiego na co mnie stać. Nadal mogę to zmienić,  więc czemu mnie to nie cieszy? Nie jest jeszcze za późno, a ja jednak jestem wyczerpany emocjonalnie.
     Bezwględna cisza uderza mnie. Nie słyszę nic poza gwizdem wiatru,  dźwiękiem cieknącej wody. Jestem zdala od wszystkiego. Ludzie pouciekali,  bojąc się, że woda zmyje z nich resztki samych siebie.
     To przecież zrozumiałe. Trzeba być kretynem,  żeby w taką pogodę, wystawiać nos z ciepłego,  suchego schronienia i latać dookoła parku.
     Zwalniam tempo biegu. Czuję, że długo tak nie dam rady. Deszcz zaczyna lać jeszcze mocniej, jakby chciał ścigać się ze mną.
     Przystaję.
     Pochylam się i przykucam. Łapię oddech, próbuję go uspokoić. Patrzę w zachmurzone niebo.
     Zamykam oczy. Krople opadają mi na twarz, jak podczas zimnego,  orzeźwiającego prysznica. O orzeźwieniu nie ma mowy, bo czuję się jak rozmoczone płatki w mleku. Mówiąc zimny,  mam na myśli lodowaty, mrożący krew w żyłach. Przesadzam? Jestem strasznym zmarzluchem.
     Otwieram oczy. Dotykam dłonią mokrego źdźbła trawy, nadal nie mogę złapać i ustabilizować oddechu. Za szybko się męczę.
     Wstaję. Zakładam kaptur szarego dresu, który pod wpływem wody zmienia kolor na ciemniejszy. Zimne krople deszczu spływają po mojej szyi, trafiają pod ubranie,  wywołując przy tym kolejny przeszywający dreszcz zimna.
     Nie odpuszczam, mimo że silny wiatr  przedostaje się pod moje odzienie i targa we wszystkie strony świata.
     Ja jeszcze nie powiedziałem ostatniego słowa. Wenger niepotrzebnie spisuje mnie na straty. Jestem w stanie zrobić wszystko co chcę. Mogę na nowo stać się ważną częścią Arsenalu, którego ostatnio zawodziłem i uświadamiałem wszystkim,  że nie podołałem sportowo. Potrafiłbym to zmienić. Ale jaki w tym sens, skoro nie wiem czy to jest dla mnie ważne?
     Czuję się pusty w środku. Brakuje mi czegoś. Czegoś co porównałbym z tlenem. Co to jest?
     Czuję się jak wolny ptak,  który może wszystko a jednak nie potrafię  rozprostować skrzydeł.
   Alex uważa,  że zachowuję się jak kobieta w ciąży. Chyba się zmieniłem. Wpadłem w dołek,  jakkolwiek to zabrzmi.
     Dobra,  już nie mogę.
     Poddaję się, za szybko. Te pare kilometrów dłuży mi się niemiłosiernie. Zawracam, w stronę mieszkania. Nie uśmiecha mi się spędzanie wieczoru w towarzystwie Chamberlain'a i Ramsey'a,  którzy nie dadzą mi spokojnie pomyśleć i ustalić swojej hierarchii wartości. Tak,  ostatnio za dużo myślę. Wszyscy mi to mówią. Żyję z dnia na dzień,  nie widząc najmniejszego celu.
     Oho. Jest i kretyn numer dwa. Przepraszam, kretynka. W moją stronę biegnie dziewczyna. Nie ma nic lepszego do roboty,  tak samo jak ja. Widzę rysy jej sylwetki. Jest coraz bliżej mnie. Jej włosy są spłaszczone i mokre od deszczu. Niektóre kosmyki kleją jej się do twarzy pod wpływem ulewy i wichru. Odsłania je z twarzy. Wygląda ślicznie. W uszach ma słuchawki. Słucha romantycznych kawałków o niespełnionej miłości,  bo rzucił ją chłopak,  a ona cierpi jak jeszcze nigdy i bla, bla, bla. Tak przypuszczam,  lecz nie mam pewności. Bezszelestnie przebiega obok mnie. Chyba mnie nie zauważyła. I bardzo dobrze,  jeszcze by sobie pomyślała,  że jest ich więcej. Tych umierających z miłości.

"Przemoknięte serca miast i tylko ty i ja
  Szczęśliwi tym dniem
  Bo choć zapomniał o nas świat
  Mokrzy od stóp do głów
  Nie tracimy nadziei..."

~ Chloe ~

Dlaczego tak jest,  że dopiero w momencie,  kiedy tracimy kogoś uświadamiamy sobie, jak bardzo był dla nas ważny? Dlaczego zdajemy sobie sprawę wtedy, kiedy jego już niema, kiedy jest za późno? Stanowczo za późno. Gdy mieliśmy go w zasięgu,  zawsze było coś ważniejszego niż on. Zbyt łatwo tracimy osoby, na których nam zależy.
     Zostają wyrzuty sumienia i ta cholerna myśl,  że zawiodłeś i tak naprawdę nie zrobiłeś nic,  żeby zadowolić samego siebie, a przede wszystkim innych. 
     Zostawiając wszystko na ostatnią chwilę,  przekreśliłam zapoznanie się z człowiekiem,  dzięki któremu jestem. Ja jestem, a jego już nie ma. Gdzie ta sprawiedliwość?! 
     Życie jest ulotne,  jak ten listek na drzewie,  który zostaje zdmuchnięty i rozszarpany przez powietrze. 
     Wszystko dookoła nas zabija,  zabijamy siebie sami.
     Jak ma się czuć człowiek,  który widzi swojego ojca poraz pierwszy w trumnie? Kiedy on umiera?
     Czuje się tak ja teraz. Bezwartościowo. 
     Zawiodłam jego,  siebie,  wszystkich...
     Jestem sama w wielkim parku,  który z każdą minutą staje się ciemniejszy. Czuję czyjąś obecność. Słyszę szelest, kroki. Odrywam wzrok od zalanego podłoża. Jestem przestraszona. 
     Zauważam mężczyznę. Cholera,  idzie w moją stronę. Zabije mnie. To na pewno jakiś bandyta. Zakopie mnie w ziemii czy raczej wyrzuci do najbliższego zbiornika wodnego? 
     Moje życie jest bez sensu,  a jednak boję się o nie,  boję się je stracić.
     Mężczyzna jest naprzeciw. Próbuję nie zwracać na siebie uwagi,  może mnie ominie bez wbijania noża w serce. 
     Jest blisko mnie. Ukratkiem zerkam na jego oblicze. Muszę przyznać ma całkiem sympatyczną twarz. Wydaje się być niegroźny.
     Uff. Przebiega obok. Jestem bezpieczna. Źle oceniłam bezbronnego człowieka.
     Idę w stronę domu. Z oddali widzę,  czekającą na werandzie Jasmine. Podchodzę do niej,  a ona otula mnie kocem. Razem wchodzimy do środka.
- Płaczesz? - pyta mnie siostra,  a po chwili już jestem wtulona w jej ramiona.
   Myślałam,  że nie zauważy łez na policzkach mieszających się z deszczem.
_______________________________
Hej! ;*
Oto pierwszy rozdział mojego nowego opowiadania.
Kto chce być informowany o nowościach zapisuje się do informowanych.
Tak więc mam nadzieję,  że kilka osób będzie czytać te wypociny.
Pozdrawiam :* :*

17 komentarzy:

  1. Zdecydowanie mi się podoba. Chyba najbardziej ze wszystkich Twoich
    (yourkindoflove.blogspot.com)

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetne wprowadzenie, ale też smutne. Czekam na pierwszy odcinek, informuj mnie! :*
    Zapraszam na trzeci odcinek http://tu-me-ayudas.blogspot.com/. Pozdrawiam!:*

    OdpowiedzUsuń
  3. fajny rzec można prolog. Wprowadzenie do całego opowiadania.
    Czekam na NN :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Zapowiada się bardzo ciekawie. Dodam do czytanych,jak tylko odzyskam komputer. Informuj mnie o nowościach :-D

    OdpowiedzUsuń
  5. Początek jest naprawdę świetny, ma w sobie to "coś".
    Wzorowałaś się na prozie poetyckiej?:) Bo jest bardzo ubarwione pod kontekstem stylistycznym i bardzo mi się to podoba. To duża zaleta rozpoczynać tak bloga, bo to naprawdę przyciąga czytelników :)

    Poza tym - JACK *.* Już czuję, że będzie bosko :)

    Informuj mnie o nowościach.

    Pozdrawiam
    // story-of-arsenal

    OdpowiedzUsuń
  6. Podoba mi się ten początek, chociaż po przeczytaniu go, czuję się jeszcze bardziej zdołowana niż wcześniej. Chyba muszę się zmobilizować i zacząć biegać, bo planuję to już od dawna. Może dzięki temu ja też spotkam jakiegoś zmokniętego Jacka.

    Czekam na nowość. :)

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. JACK! AARORON! ALEX! BOŻE, ROZPŁYWAM SIĘ, TOPNIEJE...NIE MA MNIE.Umarłam. Jestem w niebie. No dobra, dobra fakt, że jest Jack z tymi słit dołeczkami nie usprawiedliwia, że ten rozdział jest STANOWCZO ZA KRÓTKI. o nie nie, nie do wybaczenia. Dobra żartuje... wybaczam ze względu na mojego kochanego Chambo. Jest genialnie, czekam na kolejny. O tym rozdziale mogłabym pisać długo, ale niestety biologia wzywa :) Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  8. maleństwo takie, no ale chyba Ci wybaczę, bo wizja WILGOTNEGO JACKA o mój Boże, przepraszam, ale dziwne obrazy przychodzą mi teraz do głowy :D
    to słodkie, Jack nazwał Chloe kretynką, a ona wzięła go za mordercę :') AWW
    pozdrawiam,
    iwillpossessyourheart

    OdpowiedzUsuń
  9. Trafiłam na tego bloga przez przypadek. To na razie początek ale już mi się podoba. Do tego Jack Wilshere;D Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy;))

    OdpowiedzUsuń
  10. świetne ciesze sie że tu trafiłąm

    OdpowiedzUsuń
  11. Urzekłaś mnie HuczuHuczem, tak, on potrafi trafić prosto w serce. Ty też trafiłaś, urzekłaś i będę wracać, jeśli pozwolisz.

    OdpowiedzUsuń
  12. Świetnie się zaczyna.Z pewnością będę czytała.
    Zaintrygowałaś mnie tym początkiem.

    OdpowiedzUsuń
  13. Strasznie podoba mi się ten rozdział, do tego świetni bohaterowie;D Nie mogę się doczekać kolejnego

    OdpowiedzUsuń
  14. podoba mi się *-* a tymczasem zapraszam do mnie na rozdział szósty kocham-polska-kadre.blogspot.com oraz na nowego bloga, na prolog http://bede-od-zaraz.blogspot.com/.

    OdpowiedzUsuń
  15. Bardzo mi się podoba. Dwie perspektywy, dwa osobniki, które nie potrafią sobie dać z czymś rady, które szukają swojego miejsca w życiu. Myślę, że gdyby połączyli siły, byłoby im przyjemniej.
    Pozdrawiam i czekam na następny. :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Bardzo mi się tu podoba! Uwielbiam gdy ktoś pisze z perspektywy kilku osób, to dodaje całości takiego charakteru. Fabuła również ciekawa, choć po pierwszym rozdziale nie mogę dużo wywnioskować. Masz talent do pisania, nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału!
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  17. Bardzo fajny rozdział trochę krótki, ale nie szkodzi;) Na pewno będę zaglądać.

    OdpowiedzUsuń