piątek, 19 lipca 2013

Rozdział 3


~ Jack ~

„Ty widzisz, że nawet, kiedy śpię, płonę.
 Jedna myśl, daj mi wody.
 Pośród mych natchnień, Twoje łzy, słone.
 Błagam, napraw mnie”

     I za każdym razem, kiedy Ją widzę moje ciało staje w płomieniach. Każda komórka domaga się Jej dotyku, odrobiny ciepła, bliskości. Wymyślam różne scenariusze naszych rozmów, spotkań, które nigdy się nie odbędą, tylko po to by być bliżej. Bliżej kogoś, kto mógłby mi pomóc.
     Kontempluję wzrokiem urodę dziewczyny. Zaróżowione od słońca policzki, jasne włosy, opadające falami na jej odkryte plecy. W zwiewnej, zielonej sukience, która porusza się wraz z lekkim podmuchem wiatru wygląda jak królowa. Zamyślona, z głową wystawioną wprost w słońce. Zaczytana, i skupiona.
     Próbuję sobie przypomnieć kiedy to się zaczęło? Kiedy zacząłem myśleć o Niej jak o własnym, indywidualnym lekarstwie?
     I gdy zdaję sobie sprawę, że trwa to już kilka miesięcy, nagle ogarnia mnie wszechobecny smutek i ból.
     Czy już zawsze tak będzie? Czy już zawsze będę widywał Ją na ławce w parku? Będę wpatrywał się w Nią z zapartym tchem bez słowa? Dlaczego nie umiem powiedzieć Jej, że jest dla mnie ważna? Tak cholernie ważna…
- Podoba ci się ta lala, co? – Alex, który musiał koniecznie sprawdzić co tak kręci mnie w tym parku, przyszedł tutaj za mną i teraz nie szczędzi sobie głupich docinek.
- Nie chcę o tym mówić. – odwróciłem wzrok w zupełnie inną stronę. Jakimś cudem udaje mi się odkleić moje oczy od Niej. – Chodźmy już. – wstaję, ale Chambo chwyta mnie za rękaw i ląduję w tym samym miejscu, c przed momentem.
- Czekaj. – szepcze. – Może teraz ja będę podrywał twoją laskę?
- Ile razy mam ci powtarzać, że ona sama się na mnie rzuciła?! – niemalże krzyczę. Sprawa sprzed kilku miesięcy jest wyciągana prawie codziennie. – A poza tym, ona nie jest moja, więc proszę bardzo, droga wolna. – Zaraz potem żałuję tych słów, bo Anglik puszcza mi oczko i w podskokach biegnie do Niej.
     Wymieniają kilka słów i uśmiechów, co bardzo mnie dołuje, niestety nie mogę dosłyszeć o czym rozmawiają. W chwili, gdy już mam podnosić się i beznadziejnie zdruzgotany wracać do domu, Chambo wraca z chytrym uśmiechem. Postanawiam zaczekać na to, co ma  mi do powiedzenia.
- Ma na imię Chloe. – uśmiecha się, lecz nie jest to ten sam uśmiech co przed chwilą. To uśmiech pełen życzliwości.
- O czym z nią rozmawiałeś? – Nutka zazdrości wdarła się do mojego tonu głosu. W tym momencie uświadamiam sobie, jak mógł czuć się Alex kiedy zobaczył, wtedy mnie i jego dziewczynę.
- Powiedziałem, że przeprowadzam ankietę. – Teraz to dopiero zrobiło mi się głupio. Źle go oceniłem i zamierzam go przeprosić. Zbieram się na odwagę, ale Chambo mówi coś, co bardzo mnie ciekawi. – Podobasz jej się.
- Ja? – pytam zaskoczony, choć w środku czuję miły dreszcz.
- Rozmawiałem z nią, a ona ciągle zerkała na ciebie. – przerywa i chyba zastanawia  się co dalej mówić. – Wydaje mi się, że jesteś dla niej ważny, wiesz? – Taka szczerość, takie słowa nie zdarzają mu się zbyt często, szczególnie po naszej kłótni. Czuję, że to może być przełom. – Jej oczy ciągle się świeciły. Byłą taka wpatrzona.
     Nie odpowiadam nic. Próbuję sobie wszystko poukładać.
- Cholera, Jack! Idź do niej, pogadaj!  Przecież to ty z nas trzech wyrywałeś najwięcej dup! Nie pamiętasz jak się to robi?
- Nie chcę. – mówię, a Alex rozkłada ręce. – Dziękuję i przepraszam, wiesz za co.
      Powiedziałem to i od razu poczułem ulgę. Nie chcę jednak korzystać z pomysłu Alexa. Gdy ten idzie w swoją stronę, ja wyjmuję małą, żółtą karteczkę i wpisuję na nią numer telefonu z podpisem „Call me maybe”. Pokładam obok Chloe iznów się poddaję, uciekam.

 
~ Chloe ~

„Wymyśliłam cię nocą przy blasku świec,
 nauczyłam się ciebie po prostu chcieć.
 Wystarczyła mi chwila niewielka,
 byś imię miał, byś po prostu się stał.”

     Gdy zachodzi zmrok siadam przy rozpalonym kominku z kubkiem gorącej czekolady i rozmyślam o Nim. Zapominam o przeszłości i w głowie mam tylko to, co dzieje się teraz. Jest mi łatwiej.
   Wymyślam Mu imię, charakter. Robię z Nim to na co mam ochotę. Mam jedynie nadzieję, że to się kiedyś zdarzy naprawdę.
     Budząc się rano, nie mam przed oczami bladej twarzy zmarłego ojca. Nie budzę się z krzykiem, lecz z promiennym uśmiechem. Tak jest lepiej. Mimo, że to złudzenie, jestem szczęśliwa.
     Znów słońce, ludzie, turyści i On. Wystarczy, że spojrzę w Jego kieruku, oblewam się rumieńcem. Jestem naprzeciw Niego. Boję się podejść. Robi to On. Podchodzi i nie mówi nic. Zostawia obok mnie małą karteczkę. Sięgam ponią, ale jest już za późno. Wiatr porywa ją do wspólnego tańca.
_________________
Krótki, dziwny, nie taki jak miał hyć... Wybaczie

piątek, 17 maja 2013

Rozdział 2

„Widzę cię pierwszy raz
 A jakbym znał już twoją twarz
 Tylu ludzi tutaj jest
 Ja tylko ciebie widzę.”

 

~ Jack ~

     Budzi mnie wiatr. Ostry wiatr, trzaskający jak oszalały otwartym na oścież oknem. Budzi mnie wściekły promień słońca, który swą złocistą poświatą uniemożliwia otwarcie powieki. Budzi mnie krzyk. Cichy jęk zza ściany, który obwieszcza każdej istocie żyjącej w domu, iż Alex przeleciał kolejną laskę.
     Przewracam się na drugi bok i naciągam kołdrę na uszy.
     Czy ja muszę słuchać tego co dziennie? Tych przeraźliwych jęków w pokoju obok?
     Próbuję na nowo odtworzyć w głowie piękny sen z ostatniej nocy, drastycznie rozerwany. Skąpane w deszczu, mroku, mgle i smutku ulice północnej części Londynu. Drobny deszczyk, opadający niczym ryż dla nowożeńców. Siarczysta, gęsta mgła.
     I ta mała, bezbronna istota. Krucha, blada niczym porcelana, z zamglonymi, pogrążonymi w bólu oczami.
    Dlaczego wydaje mi się, że już kiedyś, w bardzo niedalekiej przeszłości to widziałem, czułem to samo, co czułem we śnie? Uczucie deja vu.
     Wiatr nasila się i okno trzaska jeszcze mocniej. To powoduje, że wstaję i zamykam szklany obraz tego pieprzonego, cholernie wesołego świata.
     Dwudziesty trzeci dzień czerwca. Neonowe wskazówki zegarka na nadgarstku wskazują ósmą. Zalewam wrzątkiem ziarna kawy na dnie kubka. Nad czarną cieczą unosi się para i aromat, który drażni śluzówkę nosa.
    Panna Chambo wita mnie w łazience szerokim, pociągającym uśmiechem i nagim tyłkiem.
- Przepraszam. – mamroczę zawstydzony, mimo, że to nie ja paraduję przed zupełnie obcym człowiekiem nago.
     Otwieram drzwi i kiedy chcę wyjść plastikowa blondynka w ostatnim momencie łapie mnie za koszulkę i przyciąga do siebie. Przywiera do mnie i po chwili lądujemy na zimnej posadzce. Usta dziewczyny gwałtownie przywierają do moich w długim pocałunku podczas którego blond włosa zdziera ze mnie spodnie. Wraca mi realne myślenie. Szybko odsuwam ją od siebie, ale ta nie daje za wygraną. Znów czuję jej pocałunek na wargach. Tym razem go nie odwzajemniam. Próbuję się wyswobodzić z objęć dziewczyny, która przyciska mnie do podłogi. Do środka wpada zdenerwowany Alex, który zobaczywszy mnie i tą jego dziunię w żelaznym uścisku wpada w szał.
- Kurwa! Co jest? – wrzeszczy mi do ucha, szarpiąc za ramiona. – Udajesz przyjaciela, a jak nie widzę to pieprzysz się z moją laską? – wymierza cios w policzek.
     Dziewczyna, nie chcąc uczestniczyć w tym całym zamieszaniu zbiera swoje ubrania z podłogi i cichutko wychodzi. Chcę ją zatrzymać i jakoś wszystko wyjaśnić Alexowi, ale nie mogę, bo pięść mulata znów kaleczy moją twarz. Teraz to ja obrywam za tą małą dziwkę! Pod wpływem emocji i nagłej irytacji uderzam  go w nos, z którego cieknie stróżka krwi. Wybucha wielka awantura, lecą przekleństwa, okładamy sobie twarze i gdyby Aaron nas nie rozdzielił, zamordowałbym go. W pośpiechu zakładam spodnie i wybiegam z domu.
- Jack, nie zachowuj się jak nastolatka! Za dwadzieścia minut trening! - woła za mną Ramsey, ale nie zamierzam odpowiadać, a tym bardziej iść na trening.
     Kieruję się w stronę parku. Pierwszy raz opuściłem trening. Nie przejmuję się konsekwencjami. Zastanawiam się czy naprawdę chcę być piłkarzem. Czy chcę podążać drogą ogromnych pieniędzy, ciągłych meczy, transferów, krytyki. Czuję, że już w takim świecie nie daję rady.
     Kroczę aleją wyścieloną kolorowymi listkami, które są skutkiem wczorajszej burzy.
     Podchodzi do mnie starsza kobieta ubrana w czarną do kostek spódnicę i złocistym welonem na głowie. Na moje oko jakaś wróżka.
- Widzę ogromne szczęście w twoim życiu. – mówi. – Wydarzenia z dzisiejszego dnia odmienią twoje życie.
     Jej słowa już do mnie nie docierają. Moim oczom ukazuje się szczupła, jasnowłosa blondynka o jasno niebieskich tęczówkach. Czuję gwałtowny przypływ gorąca, kiedy przewierca mnie wzrokiem. Mam ochotę do niej podejść i zamienić z nią choćby parę słów. Chcę poznać jej barwę głosu, przyjrzeć się jej z bliska. Niestety, nie jest mi to dane.
 
„Wyłoniłeś się z tłumu,
 Gdy ulicą beztrosko szłam.
 Twoje światło poraziło mnie w dzień
 Twój oddech to mój tlen,
 Który we mnie ma swe lokum.”


~ Chloe ~

     Zagłębiam się w literaturze, siedząc na drewnianej ławeczce w samym centrum parku. Wszystko, by na chwilę oderwać się od rzeczywistości, problemów i tłoczących się myśli, nie mających ujścia w mojej głowie. Fikcja literacka i szczęście bohaterów jest jedyną ucieczką od otaczającego mnie świata.
Aura dopisuje, przyroda budzi się do życia. Wszyscy są szczęśliwi i zadowoleni. Dzieci bawiące się przy fontannie, kłócące się o jakąś zabawkę. Park tętni życiem, a ja jestem na pół martwa. Paraliżuje mnie przenikliwe spojrzenie pewnego mężczyzny. Pojawił się z nikąd, stanął naprzeciw, nie pozwala przejść obojętnie. Nad jego głową widnieje słoneczna aureola, której blask mnie ślepi. Prąd przechodzi po całym ciele, gdy unosi kąciki ust do góry a w jego policzkach powstają urocze dołeczki. Jest idealny. Ta chwila wpatrywania się w siebie jednak nie może trwać wieki. Pani z wózkiem nie może przejść, bo mężczyzna stoi po środku dróżki. On przeprasza i odchodzi, nie odwracając się więcej...
__________
Po miesiącu dodaję dwójkę. Krótka i taka jakaś bez sensu, ale jest.
Zapraszam Was serdecznie na http://na-dniee.blogspot.com/ :)

sobota, 13 kwietnia 2013

Rozdział 1

"Dziś nad światem zmienił ktoś nieba błękit w chmur atrament
  Jakby pragnął deszczem swą opowieść snuć
  Pierwsza kropla na mą dłoń
  Ludzie kryją się w zaułkach
  Gubiąc gdzieś po drodze sens deszczowych słów."


~ Jack ~

     Biegnę.
     Biegnę,  nie zważając na to,  że jestem przemoknięty do suchej nitki. Biegnę dalej, a ulewa, która miała ustąpić, nasila się. Lecę z prędkością światła. Czuję się jak wolny ptak, który krąży nad  miastem. Mknę wąską ścieżką,  a woda  z kałuż w którą wbiegam mimowolnie rozbryzguje się.
     Dookoła mnie nie ma nikogo. Tylko parę drzew i krzewów,  kilka ławek i siarczysta,  gęsta mgła, która rozciąga się przede mną. Życie w Londynie na chwilę ucichło. Jestem sam ze swoimi myślami i wyrzutami,  że mogłem zrobić więcej, że nie pokazałem wszystkiego na co mnie stać. Nadal mogę to zmienić,  więc czemu mnie to nie cieszy? Nie jest jeszcze za późno, a ja jednak jestem wyczerpany emocjonalnie.
     Bezwględna cisza uderza mnie. Nie słyszę nic poza gwizdem wiatru,  dźwiękiem cieknącej wody. Jestem zdala od wszystkiego. Ludzie pouciekali,  bojąc się, że woda zmyje z nich resztki samych siebie.
     To przecież zrozumiałe. Trzeba być kretynem,  żeby w taką pogodę, wystawiać nos z ciepłego,  suchego schronienia i latać dookoła parku.
     Zwalniam tempo biegu. Czuję, że długo tak nie dam rady. Deszcz zaczyna lać jeszcze mocniej, jakby chciał ścigać się ze mną.
     Przystaję.
     Pochylam się i przykucam. Łapię oddech, próbuję go uspokoić. Patrzę w zachmurzone niebo.
     Zamykam oczy. Krople opadają mi na twarz, jak podczas zimnego,  orzeźwiającego prysznica. O orzeźwieniu nie ma mowy, bo czuję się jak rozmoczone płatki w mleku. Mówiąc zimny,  mam na myśli lodowaty, mrożący krew w żyłach. Przesadzam? Jestem strasznym zmarzluchem.
     Otwieram oczy. Dotykam dłonią mokrego źdźbła trawy, nadal nie mogę złapać i ustabilizować oddechu. Za szybko się męczę.
     Wstaję. Zakładam kaptur szarego dresu, który pod wpływem wody zmienia kolor na ciemniejszy. Zimne krople deszczu spływają po mojej szyi, trafiają pod ubranie,  wywołując przy tym kolejny przeszywający dreszcz zimna.
     Nie odpuszczam, mimo że silny wiatr  przedostaje się pod moje odzienie i targa we wszystkie strony świata.
     Ja jeszcze nie powiedziałem ostatniego słowa. Wenger niepotrzebnie spisuje mnie na straty. Jestem w stanie zrobić wszystko co chcę. Mogę na nowo stać się ważną częścią Arsenalu, którego ostatnio zawodziłem i uświadamiałem wszystkim,  że nie podołałem sportowo. Potrafiłbym to zmienić. Ale jaki w tym sens, skoro nie wiem czy to jest dla mnie ważne?
     Czuję się pusty w środku. Brakuje mi czegoś. Czegoś co porównałbym z tlenem. Co to jest?
     Czuję się jak wolny ptak,  który może wszystko a jednak nie potrafię  rozprostować skrzydeł.
   Alex uważa,  że zachowuję się jak kobieta w ciąży. Chyba się zmieniłem. Wpadłem w dołek,  jakkolwiek to zabrzmi.
     Dobra,  już nie mogę.
     Poddaję się, za szybko. Te pare kilometrów dłuży mi się niemiłosiernie. Zawracam, w stronę mieszkania. Nie uśmiecha mi się spędzanie wieczoru w towarzystwie Chamberlain'a i Ramsey'a,  którzy nie dadzą mi spokojnie pomyśleć i ustalić swojej hierarchii wartości. Tak,  ostatnio za dużo myślę. Wszyscy mi to mówią. Żyję z dnia na dzień,  nie widząc najmniejszego celu.
     Oho. Jest i kretyn numer dwa. Przepraszam, kretynka. W moją stronę biegnie dziewczyna. Nie ma nic lepszego do roboty,  tak samo jak ja. Widzę rysy jej sylwetki. Jest coraz bliżej mnie. Jej włosy są spłaszczone i mokre od deszczu. Niektóre kosmyki kleją jej się do twarzy pod wpływem ulewy i wichru. Odsłania je z twarzy. Wygląda ślicznie. W uszach ma słuchawki. Słucha romantycznych kawałków o niespełnionej miłości,  bo rzucił ją chłopak,  a ona cierpi jak jeszcze nigdy i bla, bla, bla. Tak przypuszczam,  lecz nie mam pewności. Bezszelestnie przebiega obok mnie. Chyba mnie nie zauważyła. I bardzo dobrze,  jeszcze by sobie pomyślała,  że jest ich więcej. Tych umierających z miłości.

"Przemoknięte serca miast i tylko ty i ja
  Szczęśliwi tym dniem
  Bo choć zapomniał o nas świat
  Mokrzy od stóp do głów
  Nie tracimy nadziei..."

~ Chloe ~

Dlaczego tak jest,  że dopiero w momencie,  kiedy tracimy kogoś uświadamiamy sobie, jak bardzo był dla nas ważny? Dlaczego zdajemy sobie sprawę wtedy, kiedy jego już niema, kiedy jest za późno? Stanowczo za późno. Gdy mieliśmy go w zasięgu,  zawsze było coś ważniejszego niż on. Zbyt łatwo tracimy osoby, na których nam zależy.
     Zostają wyrzuty sumienia i ta cholerna myśl,  że zawiodłeś i tak naprawdę nie zrobiłeś nic,  żeby zadowolić samego siebie, a przede wszystkim innych. 
     Zostawiając wszystko na ostatnią chwilę,  przekreśliłam zapoznanie się z człowiekiem,  dzięki któremu jestem. Ja jestem, a jego już nie ma. Gdzie ta sprawiedliwość?! 
     Życie jest ulotne,  jak ten listek na drzewie,  który zostaje zdmuchnięty i rozszarpany przez powietrze. 
     Wszystko dookoła nas zabija,  zabijamy siebie sami.
     Jak ma się czuć człowiek,  który widzi swojego ojca poraz pierwszy w trumnie? Kiedy on umiera?
     Czuje się tak ja teraz. Bezwartościowo. 
     Zawiodłam jego,  siebie,  wszystkich...
     Jestem sama w wielkim parku,  który z każdą minutą staje się ciemniejszy. Czuję czyjąś obecność. Słyszę szelest, kroki. Odrywam wzrok od zalanego podłoża. Jestem przestraszona. 
     Zauważam mężczyznę. Cholera,  idzie w moją stronę. Zabije mnie. To na pewno jakiś bandyta. Zakopie mnie w ziemii czy raczej wyrzuci do najbliższego zbiornika wodnego? 
     Moje życie jest bez sensu,  a jednak boję się o nie,  boję się je stracić.
     Mężczyzna jest naprzeciw. Próbuję nie zwracać na siebie uwagi,  może mnie ominie bez wbijania noża w serce. 
     Jest blisko mnie. Ukratkiem zerkam na jego oblicze. Muszę przyznać ma całkiem sympatyczną twarz. Wydaje się być niegroźny.
     Uff. Przebiega obok. Jestem bezpieczna. Źle oceniłam bezbronnego człowieka.
     Idę w stronę domu. Z oddali widzę,  czekającą na werandzie Jasmine. Podchodzę do niej,  a ona otula mnie kocem. Razem wchodzimy do środka.
- Płaczesz? - pyta mnie siostra,  a po chwili już jestem wtulona w jej ramiona.
   Myślałam,  że nie zauważy łez na policzkach mieszających się z deszczem.
_______________________________
Hej! ;*
Oto pierwszy rozdział mojego nowego opowiadania.
Kto chce być informowany o nowościach zapisuje się do informowanych.
Tak więc mam nadzieję,  że kilka osób będzie czytać te wypociny.
Pozdrawiam :* :*