~ Jack ~
„Ty widzisz, że nawet, kiedy śpię,
płonę.
Jedna myśl, daj mi wody.
Pośród mych natchnień, Twoje łzy, słone.
Błagam, napraw mnie”
I za każdym razem, kiedy Ją widzę moje
ciało staje w płomieniach. Każda komórka domaga się Jej dotyku, odrobiny ciepła,
bliskości. Wymyślam różne scenariusze naszych rozmów, spotkań, które nigdy się
nie odbędą, tylko po to by być bliżej. Bliżej kogoś, kto mógłby mi pomóc.
Kontempluję wzrokiem urodę dziewczyny. Zaróżowione
od słońca policzki, jasne włosy, opadające falami na jej odkryte plecy. W
zwiewnej, zielonej sukience, która porusza się wraz z lekkim podmuchem wiatru
wygląda jak królowa. Zamyślona, z głową wystawioną wprost w słońce. Zaczytana,
i skupiona.
Próbuję sobie przypomnieć kiedy to się
zaczęło? Kiedy zacząłem myśleć o Niej jak o własnym, indywidualnym lekarstwie?
I gdy zdaję sobie sprawę, że trwa to już
kilka miesięcy, nagle ogarnia mnie wszechobecny smutek i ból.
Czy już zawsze tak będzie? Czy już zawsze
będę widywał Ją na ławce w parku? Będę wpatrywał się w Nią z zapartym tchem bez
słowa? Dlaczego nie umiem powiedzieć Jej, że jest dla mnie ważna? Tak cholernie
ważna…
- Podoba ci
się ta lala, co? – Alex, który musiał koniecznie sprawdzić co tak kręci mnie w
tym parku, przyszedł tutaj za mną i teraz nie szczędzi sobie głupich docinek.
- Nie chcę o
tym mówić. – odwróciłem wzrok w zupełnie inną stronę. Jakimś cudem udaje mi się
odkleić moje oczy od Niej. – Chodźmy już. – wstaję, ale Chambo chwyta mnie za
rękaw i ląduję w tym samym miejscu, c przed momentem.
- Czekaj. –
szepcze. – Może teraz ja będę podrywał twoją laskę?
- Ile razy
mam ci powtarzać, że ona sama się na mnie rzuciła?! – niemalże krzyczę. Sprawa
sprzed kilku miesięcy jest wyciągana prawie codziennie. – A poza tym, ona nie
jest moja, więc proszę bardzo, droga wolna. – Zaraz potem żałuję tych słów, bo
Anglik puszcza mi oczko i w podskokach biegnie do Niej.
Wymieniają kilka słów i uśmiechów, co
bardzo mnie dołuje, niestety nie mogę dosłyszeć o czym rozmawiają. W chwili,
gdy już mam podnosić się i beznadziejnie zdruzgotany wracać do domu, Chambo
wraca z chytrym uśmiechem. Postanawiam zaczekać na to, co ma mi do powiedzenia.
- Ma na imię
Chloe. – uśmiecha się, lecz nie jest to ten sam uśmiech co przed chwilą. To
uśmiech pełen życzliwości.
- O czym z
nią rozmawiałeś? – Nutka zazdrości wdarła się do mojego tonu głosu. W tym
momencie uświadamiam sobie, jak mógł czuć się Alex kiedy zobaczył, wtedy mnie i
jego dziewczynę.
-
Powiedziałem, że przeprowadzam ankietę. – Teraz to dopiero zrobiło mi się
głupio. Źle go oceniłem i zamierzam go przeprosić. Zbieram się na odwagę, ale
Chambo mówi coś, co bardzo mnie ciekawi. – Podobasz jej się.
- Ja? –
pytam zaskoczony, choć w środku czuję miły dreszcz.
-
Rozmawiałem z nią, a ona ciągle zerkała na ciebie. – przerywa i chyba
zastanawia się co dalej mówić. – Wydaje
mi się, że jesteś dla niej ważny, wiesz? – Taka szczerość, takie słowa nie
zdarzają mu się zbyt często, szczególnie po naszej kłótni. Czuję, że to może
być przełom. – Jej oczy ciągle się świeciły. Byłą taka wpatrzona.
Nie odpowiadam nic. Próbuję sobie wszystko
poukładać.
- Cholera,
Jack! Idź do niej, pogadaj! Przecież to
ty z nas trzech wyrywałeś najwięcej dup! Nie pamiętasz jak się to robi?
- Nie chcę. –
mówię, a Alex rozkłada ręce. – Dziękuję i przepraszam, wiesz za co.
Powiedziałem to i od razu poczułem ulgę. Nie
chcę jednak korzystać z pomysłu Alexa. Gdy ten idzie w swoją stronę, ja wyjmuję
małą, żółtą karteczkę i wpisuję na nią numer telefonu z podpisem „Call me maybe”.
Pokładam obok Chloe iznów się poddaję, uciekam.
~ Chloe ~
„Wymyśliłam cię nocą przy blasku świec,
nauczyłam się ciebie
po prostu chcieć.
Wystarczyła mi chwila
niewielka,
byś imię miał, byś po
prostu się stał.”
Gdy zachodzi
zmrok siadam przy rozpalonym kominku z kubkiem gorącej czekolady i rozmyślam o
Nim. Zapominam o przeszłości i w głowie mam tylko to, co dzieje się teraz. Jest
mi łatwiej.
Wymyślam Mu imię, charakter. Robię z Nim to na co mam ochotę. Mam jedynie nadzieję, że to się kiedyś zdarzy naprawdę.
Budząc się rano, nie mam przed oczami bladej twarzy zmarłego ojca. Nie budzę się z krzykiem, lecz z promiennym uśmiechem. Tak jest lepiej. Mimo, że to złudzenie, jestem szczęśliwa.
Znów słońce, ludzie, turyści i On. Wystarczy, że spojrzę w Jego kieruku, oblewam się rumieńcem. Jestem naprzeciw Niego. Boję się podejść. Robi to On. Podchodzi i nie mówi nic. Zostawia obok mnie małą karteczkę. Sięgam ponią, ale jest już za późno. Wiatr porywa ją do wspólnego tańca.
_________________
Krótki, dziwny, nie taki jak miał hyć... Wybaczie
Wymyślam Mu imię, charakter. Robię z Nim to na co mam ochotę. Mam jedynie nadzieję, że to się kiedyś zdarzy naprawdę.
Budząc się rano, nie mam przed oczami bladej twarzy zmarłego ojca. Nie budzę się z krzykiem, lecz z promiennym uśmiechem. Tak jest lepiej. Mimo, że to złudzenie, jestem szczęśliwa.
Znów słońce, ludzie, turyści i On. Wystarczy, że spojrzę w Jego kieruku, oblewam się rumieńcem. Jestem naprzeciw Niego. Boję się podejść. Robi to On. Podchodzi i nie mówi nic. Zostawia obok mnie małą karteczkę. Sięgam ponią, ale jest już za późno. Wiatr porywa ją do wspólnego tańca.
_________________
Krótki, dziwny, nie taki jak miał hyć... Wybaczie